Nowy vlog Eweliny – polskiej ŚMK posługującej w Peru, która tym razem opowiada o Świętach Bożego Narodzenia spędzonych w Peruwiańskich Andach.
Zachęcamy do obejrzenia
(z napisami w języku hiszpańskim)
Nowy vlog Eweliny – polskiej ŚMK posługującej w Peru, która tym razem opowiada o Świętach Bożego Narodzenia spędzonych w Peruwiańskich Andach.
Zachęcamy do obejrzenia
(z napisami w języku hiszpańskim)
Ewelina – świecka misjonarka kombonianki z Polski, wyjechała na misje do Peru. Zaczęła prowadzić stamtąd vloga, gdzie opowiada o Peru oraz tym, jak wygląda praca świeckiego misjonarza.
Chciałabym opowiedzieć wam historię Tarekegna, który kiedyś był dzieckiem ulicy.Tarekegn pochodzi z niezbyt zamożnej rodziny. Ma oboje rodziców i aż siedmioro rodzeństwa. Tarekegn swego czasu zwykł jeździć ze swoim ojcem do dzielnicy zwanej Zero Amist. Jego ojciec prowadził katechezy w jednym z protestanckich kościołów. Chłopiec jednak zaczął się popadać w złe towarzystwo. W tamtejszej okolicy spotykał dzieci ulicy, które zachęcały go do korzystania z używek, do wychodzenia z nimi na ulicę i żebractwa.
Tarekegn tak się wkręcił, że pewnego razu sam uciekł i pozostał na ulicy. Zaczął tam spędzać całe dnie i noce. Nabrał bardzo złych nawyków. Jego rodzina o tym wiedziała i miała z nim sporadyczny kontakt jako że jego dom znajduje się tuż za Awassą i ojciec pracuje w samym mieście. Tarekegn jednak nikogo nie słuchał.
Pewnego dnia trafił do ośrodka. Zaczął uczestniczyć w otwartych zajęciach. Był jednym z pierwszych chłopców, których przyjęliśmy do ośrodka tuż po rozpoczęciu pandemii. Chłopiec cieszył się, że mógł u nas zamieszkać, ale muszę przyznać, że nie było z nim łatwo. W trakcie jego resocjalizacji mieliśmy z nim różne problemy, których było stosunkowo więcej niż z innymi dziećmi. Tarekegn z biegiem czasu bardzo się zmienił. Był u nas rok. Ostatecznie wszystko dobrze się skończyło i wrócił do domu. Mieszka z rodziną i kontynuuje szkołę. Wierzę, że już tak pozostanie i nigdy nie wróci na ulicę.
Magdalena Soboka, ŚMK Etiopia
Od kiedy nasz ośrodek dla dzieci ulicy zaczął działać, Pan Bóg pomógł już wielu dzieciom naszymi rękami. Wierzę, że nasza praca ma sens nawet jeśli zmienilibyśmy życie nawet tylko jednego dziecka. Tymczasem policzyłam wszystkie dzieci, które wysłaliśmy do szkoły, zaopatrując w najpotrzebniejsze ubrania, mundurki, zeszyty i przybory szkolne i którym zapewniliśmy pełne wyżywienie lub których rodzinom ofiarowaliśmy comiesięcznie żywność i środki czystości. Wyszło, że jest ich równo 30. Zmieniliśmy los 30 dzieci! 30 dzieci zaczęło lub wróciło do formalnej edukacji.
Ogólnie pomogliśmy większej liczbie dzieci. Dzieci, których do nas przychodziło, mogło zjeść ciepły posiłek, umyć się, wyprać ubrania i uczestniczyć w zajęciach było dużo dużo więcej. To jeszcze nie koniec, bo nasza misja wciąż trwa i coraz bardziej się rozkręca. Przychodzi do nas wielu chłopców i nadal próbujemy jak możemy znaleźć dla nich najlepsze rozwiązanie, by mieli względnie szczęśliwe dzieciństwo i przyszłość przed sobą. Pan Bóg ma przecież dla nich piękne plany… “Jestem bowiem świadomy zamiarów, jakie zamyślam co do was – wyrocznia Pana – zamiarów pełnych pokoju, a nie zguby, by zapewnić wam przyszłość, jakiej oczekujecie.” Jr 29,11
Magdalena Soboka, ŚMK Etiopia
W połowie marca, wraz z Eweliną miałyśmy wyjechać na misję do Peru, aby przez kolejne dwa lata mieszkać na obrzeżach miasta Arequipa i pracować wśród najuboższych. Stało się jednak inaczej.
Dzień przed naszym wylotem zamknięte zostały granice zarówno polskie jak i peruwiańskie, przez co nasz wyjazd nie mógł się odbyć i nie wiadomo kiedy sytuacja ulegnie zmianie. Na początku myślałam, że to pewnie kwestia dwóch tygodni, a czekając douczę się hiszpańskiego i spędzę więcej czasu z rodziną. Teraz jednak wiem, że potrwa to dużo dłużej, a pobyt tutaj, nie mogę traktować jedynie jako czas oczekiwania i przygotowywania się do misji. Uświadomiłam sobie, że właśnie tu i teraz jest moja misja.
W końcu nie stajemy się misjonarzami w dniu, w którym wyjeżdżamy i przestajemy nimi być, kiedy wracamy. Jesteśmy nimi cały czas, bez względu na to gdzie jesteśmy i co robimy. Jest to coś, co teoretycznie zawsze wiedziałam, ale dopiero w ostatnich dniach szczególnie to sobie uświadomiłam. Myślę, że nawet trudniej jest być misjonarzem w swoim kraju, ponieważ wyjeżdżając jedziemy oficjalnie, by głosić o Bogu w krajach, w których nigdy o Nim nie słyszano lub tamtejsza wiara jest dopiero w zalążku.
A po co misjonarz tutaj, w naszych domach, wśród znajomych czy w pracy. Wśród ludzi, którzy od małego znają prawdy wiary, chodzą do kościoła i obchodzą święta chrześcijańskie. Niestety i wśród tych ludzi, jest wiele osób które nigdy nie poznały Żywego Boga, nie doświadczyły Jego Miłości lub spotkały Go, ale nie wiedziały, że to On. Bycie misjonarzem wszędzie polega na tym samym, bez względu na to czy jesteśmy w Polsce, w Afryce czy w Peru. Mamy nieść Boga wszędzie tam, gdzie jesteśmy i dzielić się Jego Miłością ze wszystkimi, których spotykamy. Nie sztuką jest opowiadanie o Bogu, o tym jaki jest dobry i jak bardzo nas kocha. Dużo trudniej jest pokazać to poprzez świadectwo naszego życia. Aby móc to zrobić, najpierw sami musimy Go poznać, a najlepiej się kogoś poznaje przez spotkania z tą osobą i długie rozmowy. Dokładnie w taki sposób możemy też poznać Boga. Poprzez czytanie Jego słowa, adorację Najświętszego Sakramentu, czy przyjmowanie Go w Eucharystii. Prawdziwe poznanie i nawrócenie, nie są kwestią jednych rekolekcji, lecz całego życia. Poznajemy Go i nawracamy się każdego dnia na nowo. Obyśmy nigdy nie próbowali pokazywać innym kogoś, kogo sami nie znamy. Pamiętajmy że, misjonarzem nie jest tylko ten kto wyjeżdża na misje, ale jest nim każdy z nas, bez względu na to gdzie jesteśmy i co robimy. Ja każdego dnia uczę się jak być misjonarzem i popełniam przy tym wiele błędów, ale wierzę, że to w moich słabościach moc się doskonali.
Agnieszka Pydyn, ŚMK Polska