Swieccy Misjonarze Komboniane

Promocja grupy “Przyjaciele Comboniego”

Promoting Comboni Friends

W Etiopii planowana jest reaktywacja grupy “Przyjaciele Comboniego”, co może przyczynić się do odkrycia nowych powołań do zostania ŚMK wśród członków tej grupy.

Ostatni weekend był dobrą okazją do promowania tej grupy. Było to święto Chrystusa Króla (w Etiopii obchodzone 2 tygodnie później niż w Polsce).

Główne uroczystości odbywały się w katedrze w Addis Abebie.

Rozpoczeły się w sobotę przedstawieniem różnych kongregacji i ruchów świeckich, także Ruch ŚMK miał szansę sie zaprezentować.

Promoting Comboni FriendsBył to także moment dla ducha – sobotnia adoracja, modlitwy, conferencje i spowiedź. A potem w niedzielę przyszedł czas na uroczystą Mszę Świętą.

To był naprawdę owocny czas modlitwy i spotkań w ludźmi, wiele osób chciało poznać nasz ruch bliżej. Dlatego módlmy się za nas wszystkich, aby – jeśli taka jest Boża wola – grupa „Przyjaciele Comboniego” powstała i rozwijała się.

ŚMK, Etiopia

 

Meskel

EtiopiaŚwięto odnalezienia prawdziwego Krzyża (tzw. Meskel) jest jedną z największych uroczystości obchodzonych w Etiopii. Szczególnie hucznie obchodzi się w regionie Gurage, gdzie razem z Madzią miałyśmy okazję w tych dniach przebywać. Desalegn, nasz znajomy nas zaprosił, więc mogłyśmy poobserwować jak wygląda życie na wsi. Spałyśmy w tradycyjnej chacie, gdzie oprócz nas byli krewni Desalegna. W czasie świętowania Meskelu całe rodziny zjeżdżają się do wiosek, by razem spędzać ten szczególny czas. Jedną z najważniejszych tradycji jest zabijanie byka. Zwykle wszyscy są w to zaangażowani. Po odmówieniu modlitwy, mężczyźni przewracają zwierzę, po czym podrzynają mu gardło. Potem już wszyscy razem kroją i przygotowują mięso. Etiopczycy lubią jeść świeże surowe mięso, najlepiej zaraz po zabiciu, kiedy jest jeszcze ciepłe. Osobiście jednak nie dałam się skusić. Od kiedy nasi gospodarze zabili byka, na każdy posiłek podawano mięso. Tego samego dnia na kolację kobiety przygotowały tradycyjny specjał- Kytfo, tj. surowe mięso pokrojone na malutkie kawałeczki z masłem i bardzo pikantną przyprawą. Nikt nie pytał nas czy chcemy, po prostu nam podano, więc nie wypadało odmówić. Drugiej Magdzie poszło nie najgorzej, dla mnie było to nie lada wyzwanie. Zjadłam tylko troszeczkę.

EtiopiaWedług tradycji święta Helena, która pragnęła odnaleźć święty Krzyż, by nie został w żaden sposób zbezczeszczony, znalazła go podążając za dymem. Na pamiątkę tego wydarzenia w noc przed Meskelem ludzie w całej Etiopii palą ogniska. W regionie Gurage najpierw ludzie z wioski spotykają się razem przy wielkim stosie ogniskowym, który razem rozpalają. Po przemowie jednego lub kilku liderów, wszyscy składają sobie życzenia szczęśliwego nowego roku. Jest to bowiem według lokalnego kalendarza początek nowego roku. Następnie zaczynają tańczyć w kręgu tradycyjny taniec Gurage. Po pewnym czasie towarzystwo się rozchodzi i każda rodzina rozpala ogień przed swoim domem. Wiele osób wędruje od ogniska do ogniska. Gdy przy jednym ogniu zebrała się liczna grupa, która zaczęła śpiewać i tańczyć, wiele osób z sąsiedztwa dołączyło do zabawy. Później wszyscy razem się przemieszczali tańcząc i śpiewając tą samą tradycyjną pieśń. I tak trwało do późnej nocy.

Następnego dnia poszłyśmy do kościoła na mszę. Po niej również rozpalono wielki stos ogniskowy, przy którym odbywały się śpiewy i tańce, z początku religijne, później ta sama tradycyjna pieśń Gurage co w przeddzień Meskelu. Tego dnia wielu ludzi odwiedza swoich krewnych i znajomych. My również udałyśmy się w odwiedziny z Desalegniem do jego rodziny. Wszędzie nas częstowano jedzeniem i piciem, począwszy od kawy poprzez przekąski, na Kytfo (surowym mięsie) kończąc.

EtiopiaTak w skrócie wygląda tradycja Gurage związana z świętem Krzyża. Jest to dla tego plemienia szczególny rodzinny czas. Podobnie jak w czasie naszych polskich świąt spędzamy czas z bliskimi, głównie przy stole, zajadając się różnymi świątecznymi smakołykami, tak i ludzie Gurage przez większość czasu siedzą razem, rozmawiają i jedzą. Różnica jest taka, że przeważnie nie używają stołów, jedzą inne potrawy i nie oglądają telewizji w międzyczasie. Oczywiście kultura i sposób zachowania są znacznie odmienne. Przebywając wśród ludzi, mogłyśmy poczuć klimat tego miejsca, poobserwować charakterystyczny sposób witania, spożywania posiłków, picia kawy, rozmawiania między sobą. Mogłyśmy przyjrzeć się ludziom podczas pracy, odpoczynku, świętowania i prostego życia. To było niezwykle interesujące I ubogacające doświadczenie. Dziękujemy Desalegniowi I jego rodzinie za ten zaszczyt.

Magda Fiec, ŚMK Awassa (Ethiopia)

Moje doświadczenie w peruwiańskich Andach

Adriana en Peru

Cześć Wszystkim. Chciałabym opowiedzieć o swoim doświadczeniu z dziećmi w górach, wśród andyjskich wyżyn, podczas mojej sześcioletniej służby misyjnej. Większość dzieci jest pasterzami, odpowiedzialnymi za różne zadania. Dziewczyny są dodatkowo odpowiedzialne za dbanie o najmłodszych, noszą je nawet podczas zabaw ze sobą na plecach.  Są bardzo pomysłowe, potrafią z kilku małych kamieni i kawałku marmuru bawić się w grę nazywaną Matatena.

Dzieci zbierają owce na pastwisko w pobliżu rzeki przed pójściem do szkoły (która często jest daleko od wioski). Pomagają również w polu zarówno swojej rodzinie jak I na działkach szkoły – siać, czyścić kanały i zbierać plony.  Głównym pożywieniem są ziemniaki i różnego rodzaju korzenne warzywa takie jak marchewki, gęsi, słodkie ziemniaki, yacon i maca, ponieważ z powodu dużej wysokości w górach tylko to może wykiełkować i wyrosnąć.

Życie dzieci nie jest łatwe ponieważ większość z nich nie mieszka w pełnych rodzinach. Część rodziców idzie do pracy w dżungli (gdzie rośnie koka) i nie znają ich przez 10 lub 15 lat ponieważ wiążą się z inną kobietą z którą mają dużo dzieci; wracają wtedy gdy potomkowie są wystarczająco duzi aby pomóc im w pracy. Powoduje to poważne obrażenia i urazy w młodych ludziach. Ponieważ jest potrzeba mamy idą do pracy w mieście jako pomoc domowa i opuszczają swoje dzieci zostawiając je z babciami; idąc do miasta nawiązują kolejną relację z innym mężczyzną. Dużo babć mówi w Quechua (keczua) i ich zajęciem jest głównie opieka nad zwierzętami, sianie i zbieranie plonów oraz nie na rękę dla nich jest posłanie dzieci do szkoły ponieważ lepiej uzyskać jest ich pomoc w polu. Spotkałam nauczycielkę, która rozpoczęła rok szkolny, spędzając piętnaście dni, odwiedzając studentów w ich domach oraz przekonując ich babcie, żeby pozwoliły dzieciom iść do szkoły.

Podzielę się z wami że mój ojciec odszedł kiedy byłam na misji i byłam o tym poinformowana trzeciego dnia po tym jak to się stało, było już po pogrzebie. Pracowałam z dziećmi i wszystko o czym pomyślałam to, to że byłam wdzięczna Bogu za danie mi tak dobrego, kochającego, troskliwego i pełnego szacunku dla wszystkich dzieci (była nas 10) ojca. A że miałem jego błogosławieństwo i moralne wsparcie dla tej pracy (ponieważ będąc dziećmi doświadczyliśmy ciepła ojca).

Są też desperackie oraz smutne momenty, jak wtedy gdy Susy, dziewczyna która pomaga mamie gotować, poparzyła się wrzątkiem poniżej kolana, a lekarstwa i liczba kuracji była ograniczona ponieważ skończyły im się opatrunki i nie mieli odpowiedniej maści. Skłoniło mnie to do refleksji żeby rozpocząć szkolenie z udzielania pierwszej pomocy. Znając ich uprawy i rośliny, mogłam zobaczyć czy któreś z nich nie mają jakiś leczniczych właściwości.

Na misji poznałam małą dziewczynkę która została zaatakowana przez infekcję grzybów w klatce piersiowej i zmarła z powodu złych warunków sanitarnych w domu. Spała na podłodze na kozich skórach, jej bardzo ciemny dom znajdował się w małym kanale gdzie spływała wszystka brudna woda z wioski i gdzie było bardzo mokro co sprzyjało pogorszeniu się jej stanu zdrowia. A później zmarła. Jej skromność, brak zaufania i ignorancja były przyczynami dla której jej choroba nie została wyleczona na czas.

Przy innej okazji zwróciłam uwagę na dzieci, które grały w piłkę pomarańczami ponieważ gleba była skażona odchodami, dzieci brały pomarańcze które brały udział w zabawie, obierały je brudnymi rękami i jedli. Ale, oni nie znali piłek? Chłopcy czy dziewczęta towarzyszą mamom, które piorą ubrania, a dla nich jest to okazja żeby wziąć kąpiel.

Witają dzieci kiedy przychodzą, biegną żeby przygotować gorący napój z małym ciastkiem. Kiedy im pomagasz przy pracy, jako gest przyjaźni zapraszają Cię do poczęstowania się palonymi ziarnami trzymanymi w ich kieszeniach jako podziękowanie.

Także w dzień kiedy szliśmy przez plac, pięcioletni malec krzyknął do nas z drugiego końca: Misjonarko, niech Bóg Cię błogosławi! Wyobraź sobie jak miło poczułam się zaczynając dzień od takiego pozdrowienia.

Dzieci nie mają zabawek, telewizji czy komórek, żyją z przyjaciółmi oraz braćmi, opiekując się sobą nawzajem. Lubią uczestniczyć w świętach w wioskach gdzie ludzie
zbierają się z przysiółków i okolicznych wsi.

Adriana

Jest również taniec w wielu miastach nazywany Auquidanza, jest to nazwa miasta gdzie złożona została deklaracja o śmierci Pizzarro, konkwistadora Inków oraz gdzie kobiety modliły się śpiewem o życie dla Inków. To było miłe doświadczenie.

W niektórych wioskach 25 Grudnia, dzieci idą wielbić Dzieciątko Jezus, śpiewając i tańcząc.

Podziwiam siłę ich przekonań, ponieważ kiedy chciałam zaprosić do żartów Luisa, chłopca który chodził do kościoła, odmówił stwierdzając, że nie skłamie bo chce otrzymać Ciało Jezusa Chrystusa w Pierwszej Komunii.

Pewnego dnia zapukał do naszych drzwi pięcioletni chłopczyk, przyprowadził swojego siedmioletniego kolegę który płakał nieprzerwanie; bus którym jechał zjeżdżał na dół i spadł uderzając go w czoło, z którego wyłonił się wielki guz. Poradziliśmy mu żeby poszedł ze swoją mamą do punktu medycznego. Dziecko rozpłakało się mocniej ponieważ bało się kary swojej mamy. W środowisku jest wiele przemocy w domach rodzinnych, w każdym pokoju znajduje się pas lub kij do bicia przy biurku nauczyciela do utrzymania dyscypliny.

Moja droga towarzyszka Josefina, zastosowała kawałek cebuli na ranę ale dziecko płakało dalej, więc zaoferowaliśmy mu filiżankę czekolady; biorąc kubek do rąk, cebula wpadła do środka i wywołała śmiech obecnych a także rannego chłopca, co pomogło mu zapomnieć o tym wypadku. Każdy był pod wrażeniem solidarności małego chłopca, który przyprowadził swojego przyjaciela.

Miło jest pracować z dziećmi, ponieważ szybko się przystosowują i uczą nowych rzeczy które stosują w swoim domu. Spróbuj dać szczęście jednemu, co nie jest zbyt trudne ponieważ nie są wymagający, a bardzo wdzięczni.

Co mogę powiedzieć o moich “nogach” (młodych ludziach) którzy cierpią tak bardzo próbując znaleźć pracę w mieście, śpiąc w parkach, bez jedzenia i tylko z chorobami.

Jednego razu, niektórzy inżynierowie przyjechali do wioski, chcieli otworzyć tam warsztat w górach. Przyciągają oni młodych ludzi, zapraszają ich do jedzenia w ich barze i oferując pracę i dobre jedzenie podczas przerw. Byli tym zadowoleni i zaakceptowali to. Przechodzili przez duży kanion, zmuszeni do przejścia przez strome zbocza gór, z ryzykiem upadku w górach. Jako że była to pora deszczowa ich koce i opał był zmoczony, więc mogli jeść tylko surowe ziemniaki i mokry makaron. Połowę wieczoru trzeciego dnia uciekli i jeden z nich płakał mówiąc: za jakie grzechy popełnione przez nich zasłużyli na taką karę, jeden z nich miał kubek aluminium i napełnił go wiosenna wodą do pica, co pozwoliło im wrócić do domu.

Są wrażliwą grupą, entuzjastycznie nastawioną, ale ich praca jest bardzo ciężka.

Oczekują oni komunikowania im Dobrej Nowiny.

Żegnam się czule
Adriana Salcedo Margarita Cabello

Świecka Misjonarka Kombonianka z Guadalajara, Jalisco, Meksyk

Jaki tytuł?

Marisa LMCJak powinnam zatytułować mój artykuł? „Właśnie minął tydzień” czy „to już tydzień (odkąd tu przybyłam)”?

Przyjechałam do Londynu  trzeciego września. Była prawie północ kiedy weszłam do mojego „nowego domu”. Czasami (tak, czasami) to nie jest tylko miejsce, w którym mieszkam, ale więcej niż to: to mój prawdziwy DOM, czuję to. Minął dopiero tydzień, a już czuję się bardzo dobrze w nowej wspólnocie.

Zazwyczaj w domu jest siedem osób: ja, czterech księży (o. Angelo, o. Rogelio, o. Louis, o. Patrick) i dwie inne osoby (Paul i Amir), którzy dołączyli do nas parę dni temu. Liczba osób często się zmienia. Czasami odwiedzają nas księża z innych wspólnot lub członkowie rodziny i spędzają dzień lub kilka dni w naszej wspólnocie. Minął dopiero tydzień, a zdążyłam poznać tyle osób!

Nasza wspólnota pozwala mi uczyć się, wzrastać i dojrzewać. Dzień zaczynamy wspólnie w kaplicy modlitwą poranną i Mszą Św. Wieczorami, przed kolacją też się tam gromadzimy na modlitwę wieczorną. Z biegiem czasu czuję, że mogę brać udział w modlitwie i nie muszę ciągle śledzić tekstu (wszystkie modlitwy są po angielsku). Czasami myślę, że minął tylko tydzień, a ja mogę zmówić modlitwę bez patrzenia w tekst (wiadomo, czasami zerkam); innym razem czuję ogromną frustrację w związku z angielskim. Myślę sobie, że minął tydzień, a ja wciąż potrzebuję patrzeć w tekst. Trzeba przyznać, że księża są bardzo cierpliwi i wspierają mnie, żebym nie traciła chęci do nauki. Czasami proszą mnie nawet o przeczytanie czytania.

Zazwyczaj wychodzę z domu 10-15 min przed 9, żeby zdążyć do szkoły na lekcje angielskiego i tam spędzam resztę czasu przed południem. W mojej klasie jest wiele innych osób w różnym wieku i różnych narodowości (Turcy, Brazylijczycy, Argentyńczycy, Meksykańczycy, Peruwiańczycy, Japończycy i Chińczycy).

Posiłki jemy razem z ojcami we wspólnocie. Jest to kolejny moment dzielenia. Nie tylko dzielimy się jedzeniem, ale dzielimy się z innymi swoim życiem. Jest to także dodatkowy czas na zacieśnienie więzi i naukę, uprzywilejowany czas wzrostu naszych relacji. Minął tylko tydzień, ale nasze relacje z każdym dniem umacniają się stopniowo i z każdym dniem wiemy o sobie coraz więcej.

W wolnym czasie mam możliwość zwiedzenia Londynu (Muzeum Historii Naturalnej, Muzeum Nauki, London Eye, Big Ben, Pałac Buckinghamów, ulicę Portobello (z wieloma różnymi straganami), królewskie parki (Hyde Park, Fontanna poświęcona księżnej Dianie, jezioro Serpentine, i wiele, wiele innych miejsc). Minął tylko tydzień, a mogłam zobaczyć tak dużo.

Poświęcam również trochę czasu na czytanie, rozmawianie, poznawanie innych czy pomoc w domu.

Tutaj mogę się uczyć w każdej sytuacji, niezależnie od tego, co robię. Natomiast wiem, że ważne jest, żeby być dostępnym, otwartym, przygotowanym, żeby pozwolić wydarzyć się danej sytuacji. Zrobić parę (albo dużo) błędów bez obaw i potem z pokorą zaakceptować wszystkie poprawki, korekty. Czytać, oglądać telewizję, słuchać wszystkiego, czego mogę, uczyć się indywidualnie. To wszystko jest bardzo ważne w nauce (angielskiego), ale przekonuję się, że mogę nauczyć się więcej za każdym razem, kiedy robię błędy i ktoś mnie poprawia. Uczę się, że taka poprawka ma też w jakiś sposób dodatkowy wymiar. Wymaga hojnego otwarcia, spontaniczności i empatii. To również pomaga wzrastać, zacieśniać relacje między tym, który poprawia i tym, który pozwoli się poprawić.

Marisa LMCWczoraj w niedzielę zdarzyło się coś wspaniałego! Według kalendarza etiopskiego, 11 września jest pierwszym dniem roku, nazywany jest „Enkutatash”, co oznacza w wolnym tłumaczeniu „prezent klejnotów”. Ojciec Frasa, który jest z nami zaledwie od kilku dni, zaprosił mnie do świętowania Nowego Roku ze Wspólnotą Etiopską. To było wspaniałe, rajskie doświadczenie! Eucharystia sprawowana na sposób etiopski trwała około 3 godzin. Msza św. była celebrowana w języku amharskim, więc miałam poważne trudności ze zrozumieniem czegokolwiek z tego, co mówili, odmawiali wspólnie czy śpiewali…

Marisa LMCNa końcu ojciec przedstawił mnie wspólnocie, która przywitała mnie z wielką przyjemnością i ogromną gościnnością. Zaprosili mnie także do uczestnictwa w tradycyjnym posiłku. Dzieliłam się posiłkiem z czterema dziećmi i ich mamą. Zrozumiałam, że jest to znak przyjaźni, gościnności i lojalności. „Ci, którzy jedzą ten sam posiłek nie mogą zostać zdradzeni” – powiedzieli. Spróbowałam takich potraw jak injera i gursha. Polegało to na tym, że ktoś zwijał kawałek injera, moczył w czymś i karmił kogoś, wkładając mu posiłek do ust – karmienie kogoś jest znakiem przyjaźni – lubię cię, więc cię karmię. Otrzymanie posiłku od kogoś jest znakiem gościnności i akceptacji, jak uścisk między przyjaciółmi. Minął zaledwie tydzień, a ja już zostałam pobłogosławiona przez przedstawicieli Etiopii! Zaproszono mnie również na kolejne spotkanie w niedzielę. W następną niedzielę, wrócę tam. To ciekawe, że pierwsze spotkanie, w którym doświadczyłam bliskości, kiedy zetknęłam się (na wzór chrztu) z kulturą etiopską i Etiopczykami, to wszystko zdarzyło się podczas mszy i podczas dzielenia się pokarmem. To prawdziwe błogosławieństwo!

Powoli kończę. Przed tym muszę jeszcze  zwrócić uwagę, że nie „tylko w Etiopii” zaczął się nowy rok. W jakiś sposób czuję, że coś zaczyna się w moim życiu: coś nowego, unikalnego, rozpoczęcie nowego etapu i zrobienie pierwszych kroków na polu misji, gdzie Bóg mi ufa.

Jaki tytuł powinnam użyć? Miłość – wspólnota, dzielenie się, służba, poprawki… – Miłość jest tytułem (i całą resztą).

Ważne jest to, że jestem tu dopiero tydzień i doświadczyłam wielu cudów, przeżyłam wiele pięknych spotkań, wiele pięknych doświadczeń… i jestem przekonana, że jeszcze więcej rzeczy przede mną. W rzeczywistości minął tylko tydzień…

„Ja przyszedłem po to, aby [owce] miały życie i miały je w obfitości.” J 10, 10b

Marisa Almeida, ŚMK, Londyn

11.09 – Szczęśliwego Nowego Roku 2009!

flor

Od kilku dni na ulicy wszędzie można było zobaczyć ludzi z kurami! Spacerujących, jeżdżących na motorach, w bajajach, mini-busach… Wszędzie! I też temat cen kurczaków był jednym z najczęściej przewijających się wątków (bo cena jest nie mała, 250 birr, co w przeliczeniu daje ponad 40 zł!). To wszystko jest znakiem zbliżającego się nowego roku, który właśnie dziś świętujemy! Etiopia posługuje  się kalendarzem juliańskim, wg którego obecnie rozpoczął się 2009 rok. Dla mnie wciąż jest to dość dziwne, raz że świętowanie nowego roku w połowie września, dwa że 2009, trzy że ma on 13 miesięcy… 🙂 Aczkolwiek tutaj jest on najnormalniejszą rzeczą i ogromną radością! Wszyscy są bardzo wdzięczni Bogu, że dał im przeżyć kolejny rok i proszą go o błogosławieństwo na ten nowy. Świętowanie tego dnia jest zupełnie inne niż u nas, nie ma wielkich sylwestrowych imprez. Za to w noworoczny dzień od samego rana dziewczynki chodzą po ulicach i domach śpiewając specjalną piosenkę – błogosławieństwo na Nowy Rok. Potem dają kwiatki (wrzesień w Etiopii jest czasem, gdy kwitną takie żółte bardzo typowe dla tego czasu kwiaty, piękne!), aczkolwiek obecnie najczęściej narysowane na papierze. I też oczekują jakiegoś drobnego podarunku. Jest to też bardzo rodzinne święto – wszyscy przygotowują doro wat (specjalną potrawę ze wspomnianego na początku kurczaka) i razem z najbliższymi gromadzą się na uroczystym obiedzie. Taki bardzo spokojny i radosny czas 🙂

Tak więc Szczęśliwego Nowego Roku! I módlmy się, by Bóg błogosławił Etiopczykom i obdarzał pokojem.

flores

Magda Plekan, ŚMK w Etiopia