Swieccy Misjonarze Komboniane

Wielkanocne warsztaty misyjne

Campo mision Mexico

Potwierdzamy, że Bóg jest miłością i miłosierdziem i że młodzi ludzie są zaangażowani w pomoc cierpiącym.

Grupa Świeckich Misjonarzy Kombonianów z Guadalajary przyjęła zaproszenie ojca Gustavo Covarrubias i ojca Davida Tena do uczestnictwa w warsztatach misyjnych w Tala Jalisco. Dołączyliśmy do grupy młodych „Exodus”. Przygotowania były prowadzone już od paru tygodni, poprzez czytania i rekolekcje, podczas których ustaliliśmy z młodzieżą i ojcami program pracy. Zadbaliśmy o dobrą logistykę, tworząc harmonogram, przygotowanie materiałów, a także różańców, aby je oferować chorym, a oprócz tego ustaliliśmy instrukcje w przypadku, gdyby ktoś chciał się wyspowiadać, przyjąć komunię lub sakrament namaszczenia chorych.

W czasie Wielkiego Tygodnia, codziennie rano udawaliśmy się indywidualnie do centrum katechetycznego, żeby pomóc katechistom w przekazaniu głównego tematu tygodnia, czyli Miłosierdzia. Zajmowaliśmy się wtedy głównie dziećmi, prowadząc warsztaty lub bawiąc się z nimi. Do południa dzieliliśmy się w grupy 6-7 osobowe, aby iść do szpitala, domu opieki i wiezienia.

Odwiedzaliśmy pacjentów leżących w łóżkach w szpitalu, razem modliliśmy się i śpiewaliśmy. Chorzy doceniali naszą obecność, niektórzy dzielili się z nami swoim życiem, opowiadając o swojej chorobie i o relacjach z rodziną. Na początku młodzi pełni entuzjazmu chcieli pokazywać sztuczki magiczne, przebierać się za klownów i chociaż nie było to możliwe, stworzyliśmy atmosferę pełną życia. Spędziliśmy ponad godzinę z pacjentami, którzy nie chcieli nam pozwolić odejść. Wręczyliśmy listy ze słowami wsparcia dla chorych i gratulacjami dla mam, które niedawno urodziły dzieci.

Campo mision Mexico

W domu pomocy było podobnie, staraliśmy się z każdym zamienić kilka słow. Spotykaliśmy się ze starszymi osobami, modliliśmy się z nimi, czytaliśmy Pismo Św., przeprowadzaliśmy warsztaty, zabawy integracyjne lub graliśmy w gry planszowe. Ci ludzie przyjęli nas z wielką otwartością i zaufaniem, dzielili się z nami swoimi smutnymi i radosnymi chwilami, których doświadczyli w życiu. Pomoc Ducha Św. oświecała nas i była obecna w słowach miłości i pokoju.

W więzieniu mogliśmy zobaczyć się tylko z grupą osadzonych. Przeprowadziliśmy z nimi warsztaty oraz refleksje nad fragmentami Pisma Św., takimi jak przypowieść o synu marnotrawnym, fragment ewangelii o ukrzyżowaniu i śmierci Jezusa. Jednym z punktów było czytanie listu adresowanego do papieża Franciszka przez Korpus Dyplomatyczny Juareza.  Niektórzy z więźniów przystąpili do sakramentu pokuty, ojciec David odprawił również mszę św. Następnie zjedliśmy razem posiłek, żeby wyrazić tym jedność i wspólnotę. Nasza obecność dodała im otuchy, nadziei i rozbudziła pragnienie pójścia naprzód.

Campo mision Mexico

Wieczorami rodziny przyjmowały nas do swoich domów, żeby dać nam coś do jedzenia, zawsze były to najlepsze rzeczy, które mieli. Po posiłku szliśmy do kaplicy, dzieliliśmy się na małe 3, 4 – osobowe grupy, żeby rozmawiać z młodymi ludźmi i dorosłymi o Triduum Paschalnym i Miłosierdziu Boga oraz o ich zaangażowaniu i uczestnictwie w tych wydarzeniach.

Każdy z nas uczestniczył w Triduum Paschalnym w innej kaplicy, jedynie niektórzy spotkali się na krótko w Wielki Piątek podczas Drogi Krzyżowej w centrum parafii.

Nasze doświadczenie było piękne, poznaliśmy zdrowych, młodych ludzi o ogromnej wrażliwości, którzy mieli wiele pomysłów na  pomoc innym. Wierzymy, że i oni byli szczęśliwi dzieląc się z nami oraz z pracy, którą wykonaliśmy. Dostosowaliśmy się do pracy w grupach i mogliśmy doświadczyć ich odpowiedzialności w tym, co robili. Byli bardzo uważni i troskliwi, dzielili się swoją radością, tańczyli, śpiewali i krzyczeli. Cieszymy się wiedząc, że jeśli wytrwają w tym poświęceniu i miłości, otrzymają dużo głębszą miłość Pana Boga i swoich braci.

Campo mision Mexico

Adri, Oli and Mire. ŚMK z Meksyku

Moje początki w Etiopii

Etiopia

Po długich przygotowaniach w końcu przybyłam do Etiopii. Wszyscy bardzo serdecznie mnie przywitali. Nasza ŚMK Madzia przyjechała specjalnie z Awassy, żeby mnie odebrać z lotniska, pomóc i wyjaśnić, co trzeba na początku mojego pobytu. Już w pierwszy dzień razem z ojcem Sisto i ojcem Julio (Prowincjałem)  podjęliśmy decyzję, że następnego dnia pojadę do Awassy. Pierwszy plan zakładał, że w stolicy spędzę przynajmniej 3 miesiące ucząc się języka amharskiego. Okazało się, że nowy kurs zaczyna się dopiero w czerwcu, więc do tego czasu mogę poznawać już moje miejsce docelowe, wspólnotę i podstawy języka. Informacja ta była dla mnie bardzo miłą niespodzianką. Moja nowa wspólnota bardzo życzliwie mnie przyjęła. Madzia, Maggie i Mark starają się pomagać mi jak tylko mogą. Trójka dzieci Maggie i Marka wnosi dużo życia i radości. Maluchy również mnie zaakceptowały jako nowego członka wspólnoty. Awassa jest dużym, aczkolwiek malowniczym i spokojnym miastem. Póki co poznaję to miejsce, ludzi, różne placówki oraz pracę misjonarek i misjonarzy.

Ostatnio obchodziliśmy Święta Wielkanocne. Był to dla mnie nie tylko czas spotkania ze Zmartwychwstałym Panem, ale też ciekawe doświadczenie nowej kultury świętowania, pełnej różnych zaskakujących elementów. Kościół Katolicki w Etiopii ma wiele wspólnego z Kościołem Prawosławnym. Oczywiście święta spędzaliśmy we wspólnocie. Wpletliśmy też w to wszystko polskie tradycje, jak malowanie jajek oraz świąteczne śniadanie w Niedzielę Wielkanocną.

W tym tygodniu zacznę naukę amharskiego. Będę miała lekcje trzy razy w tygodniu z profesjonalną nauczycielką oraz 5 razy w tygodniu z lokalnym chłopakiem, który mówi po angielsku. Jeśli będę zadowolona z takiego systemu nauczania, być może będę kontynuowała szkołę tutaj, w Awassie. W takim przypadku mogłabym zostać w domu. Teraz czeka mnie nie lada wyzwanie- nauczyć się amharskiego!

Magda Fiec, ŚMK w Etiopia

 

Cud Boży

en Mongoumba

Cud Boży to imię naszej najmniejszej (przy urodzeniu ważącej 1400g) protegowanej, której matka zmarła przy porodzie. Jej babcia zgłosiła się do naszej misji po wsparcie, w czasie gdy ja odbywałam wizytę w Bangui. Jako, że w Mongoumba nie ma mleka dla dzieci w szpitalu, dziewczynka została przysłana do nas,  do Odziału Żywienia, gdzie przez 15 dni była karmiona mlekiem specjalnie przygotowanym dla niedożywionych dzieci. Babcia dziewczynki chciała jaknajszybciej stamtąd odejsć i pewnego dnia wyszła i już nie wróciła zostawiając małą pod naszą opieką…

Jak tylko wróciłam do Mongoumba, pierwszym pytaniem, które mi zadano było „Co zrobimy z dzieckiem? Ono nie może i nie powinno pozostać w szpitalu!” Cała rodzina dziewczynki uciekła w głąb lasu, a bez rodziny, było niemożliwym zwrócenie się o pomoc do Sióstr Miłosierdzia w Mbaiki, bo po prostu nie mogły by przyjąć dziewczynki. W naszej społeczności zaczęliśmy więc zastanawiac się, czy może nie ma kogoś wśród nas, kto byłby gotów zająć sie dzieckiem. Okazało się, że jedna z naszych opiekunek chciała zająć się dziewczynką, jedynym problemem były koszty, z którymi wiązała się ta opieka (kobieta była wdową z małym dzieckiem bez żadnego wsparcia). Przedyskutowaliśmy wszystko i uzgodnilismy, że dziewczynka pozostanie z u niej a koszty ubrania i jedzenia będzie pokrywać Misja. Cud Boży (nazywana także Elżbietą) ma Matkę Adopcyjną! Obecnie ma 6 miesięcy, jest zdrowa i piękna! Takie właśnie sa małe wielkie Cuda Boga, które wciąż zachęcają nas do pracy na Misji.

Z wyrazami przyjaźni,

Élia Gomes ŚMK w Mongoumba

Łóżko jest łóżkiem, jeśli jest lóżkiem dla Ciebie

Lud  Borana to wpól koczownicze plemię  pasterskie żyjące  na dalekim południu Etiopii, którego życie toczy się wokół opieki nad stadem bydła: krowami, wielbłądami owcami i kozami –  podrożowanie z nimi w poszukiwaniu trawy i wody. Ich wzorzec życia dziś jest dokladnie taki sam jak setki lat wcześniej. W ostatnich latach wielokrotnie odwiedziłam (Maggie) lud Borana (głównie były to krótkoterminowe  wyjazdy w ramach programów zdrowotnych ) ze Zgromadzeniem Sióstr Miłosierdzia (SCCG), które służą wsród Borana, w wiejskiej placówce w Dadim. Czas tam spędzony wspominam niezykle miło i cieszę się, że mialam okazje poznać ten lud i doświadczyć życia z nimi. Jest coś niezwykłego w pasterzach, ich sposób życia, niedostępne skaliste tereny bardzo przyciagają.

Może to przez doswiadczanie chwil takich jak ta:

Kiedy pracowałam w Dadim, wraz z siostra Annie Joseph hinduska siostra misjonarka, pewnego piątkowego wieczoru wybrałyśmy sie do szpitala, żeby odwiedzić 2 pacientki chore na zapalenie płuc  – matkę wraz z jej 9-miesięczną córeczką. Kiedy weszłyśmy do pokoju, zobaczyłam, że matka z córeczka na rękach w dziwny sposób  siedziała na skraju łóżka. Siostra Annie poprosiła mnie o pomoc w przesunięciu materaca na ziemię, żeby matce bylo wygodniej zająć się dzieckiem. Gdy to zrobiłam, kobieta znów usiadła na roku materaca, w ten sam dziwaczny (dla mnie) sposób. Dotarło wtedy do mnie, że ona nigdy wcześniej nie widziała łóżka w takiej wersji jaką my znamy. Chwilę później, do pokoju wpadło dwóch chłopców ze skórą zwierząt pod pachą. Siostra Anna spojrzała na nich a potem wyszeptała do mnie „nic się nie dzieje, pozwólmy im to zrobić tak jak chcą”. Patrzyłyśmy w milczeniu, jak matka bierze skórę, rozkłada na podłodze i kładzie się na niej razem z córką. Chwilę poźniej obie spokojnie zasnęły.

Jak różny to spośób życia od tego, który znamy!

Wszyscy możemy dostosować się do wielu różnych miejsc i ludzi, ale to jak swobodnie się czujemy zależy od rzeczy, jedzenia, języka i przyzwyczajeń, które znamy, i które zawsze wypełniaja nasze serca spokojem. Opowiedziałam tą historię mojej przyjaciółce, uznała, że to niezwykły dar móc zatrzymać się i zrobić krok w tył żeby móc zobaczyć świat z perspektywy innej niż nasza. Jakże chętnie i często chcemy dzielić się  tylko naszym doświadczeniem, nasza wiedzą, naszymi myślami i pomysłami zapomninając o tym jak wiele wtedy  tracimy.

-Maggie i Mark Banga

ŚMK służacy w Awassie, Etiopia

Zdjęcia plemienia Borana w Dadim:

Borana Village Dynan 4611 ???????????????????????????????