Swieccy Misjonarze Komboniane

Czas zmian

nuevas-LMC-Mongoumba

13 maja, w dzień poświęcony Matce Bożej Fatimskiej, w społeczności apostolskiej w Mongoumba rozpoczął się czas zmian. Ojciec Maurice wyjechał do Rzymu, gdzie weźmie udział w spotkaniu przygotowującym do roli trenera młodych ludzi chcących zostać Misjonarzami Kombonianami. Maryjo, wstaw się za nim, aby umiał odnaleść się w nowym środowisku, aby dawał dobre świadectwo wiary i miłości wszystkim, których spotka na swojej drodze.

23 maja, przyjechała do nas Ania – Świecka Misjonarka Kombonianka z Polski, sprawiając nam ogromną radość swoją obecnością. Ania przyjechała z Kinszasy, gdzie uczyła się francuskiego. Prośmy Pana Żniwa o to aby czas integracji z Anią był przykładem miłości, radości i współczucia oraz służby ludziom, do których jesteśmy posłani.

Parę dni temu, Ojciec Fernand z Meksyku, przyjechał z Paryża gdzie uczył się francuskiego. W pierwszych miesiącach jego pobytu w Centralnej Afryce, będzie częścią społeczności apostolskiej z Mongoumba. Fernando będzie się tu uczył języka Sango. Co się wydarzy poźniej, nie wiadomo…

Lipiec bedzie również czasem zmian. Elia – jedna z naszych misjonarek zakończy swoją misję. Czy kiedyś powróci? To wie tylko Bóg. Narazie, możemy być jedynie wdzięczni za czas, który z nami spędziła do tej pory, za całe dobro, które wyświadczyła ludziom tutaj i całej społeczności. Niech Bóg zawsze będzie przy niej!

M-Augusta-Mongoumba

Gorące uściski dla wszystkich ŚMK, zwłaszcza dla tych, którzy niedawno świętowali, lub będę świętować swoje urodziny.

Maria Augusta i Elia.

ŚMK CAR

 

Wywiad dla Radia Maryja

  • Anna Congo
    1. Dzień dobry Anna. Proszę przedstaw się i opowiedz nam o swojej rodzinie?

    Dzień dobry.

    Nazywam się Anna Obyrtacz. Pochodzę z Polski. Jestem chrześcijanką, jestem katoliczką, jestem Świecką Misjonarką Kombonianką. Mam 30 lat. Do Kinszasy przyjechałam 22 stycznia 2016 r. żeby uczyć się języka francuskiego. Został mi jeszcze tylko tydzień, bo już w następny poniedziałek czyli 23 maja wyjeżdżam do Republiki Środkowoafrykańskiej na swoją misję. Przez najbliższe dwa lata będę pracować wśród plemienia pigmejów w miejscowości Mongoumba. Mongoumba znajduje się około 200 km na południe od Bangi, stolicy Republiki Środkowoafrykańskiej.

    Moja rodzina mieszka w Polsce i czeka na mój powrót J ale mam nadzieję, że ktoś w tzw. międzyczasie odwiedzi mnie w Afryce i przywiezie coś dobrego z Polski. Moja rodzina to mama Józefina, tata Jan i trójka rodzeństwa czyli Kinga, Krzysztof i Michał.

    1. Czy Polska jest krajem bardziej katolickim niż Kongo ?

    Chociaż upłynęło już trochę czasu odkąd jestem w Kinszasie, to jednak trudno mi porównać katolicyzm w Polsce i w Kongo. Patrząc na liczby można powiedzieć, że zarówno tutaj jak i w moim rodzinnym kraju jest dużo katolików. Ale jak wiadomo liczby bardzo często nie odzwierciedlają prawdy. Takie porównanie jest trudne ponieważ inna jest rzeczywistość tutaj, a inna w Polsce. Poza tym osobiście bardzo nie lubię porównywać wiary, bo jak dla mnie tego nie da się porównać, to sprawa bardzo indywidualna.

    Co więcej myślę, że nie chodzi o liczby ale o „jakość” naszej wiary, jeśli można tak powiedzieć.

    1. Jak odkryłaś swoje powołanie do bycia Świecką Misjonarką Kombonianką?

    Cóż mogę powiedzieć, chyba tylko tyle, że to tajemnica powołania J

    Myślę, że ono rodziło się we mnie wcześniej niż mi się wydaje. Kiedy byłam młodsza nie myślałam o misjach, zawsze chciałam żyć i pracować w Polsce. Ale dzisiaj już wiem, że praca wszędzie jest taka sama a co najważniejsze, że ludzie wszędzie są tacy sami.

    Misjonarzy Kombonianów (MCCJ) poznałam w marcu 2012 r. w Krakowie, podczas adoracji za misjonarzy męczenników, na którą trafiłam całkiem przypadkiem. W Polsce mamy tylko dwie wspólnoty ojców Kombonianów w Krakowie i w Warszawie.

    Potem zaczęło się moje zaangażowanie na rzecz misji. Należę do ruchu misyjnego TUCUM związanego z Misjonarzami Kombonianami w Polsce. Tworzą go ludzie młodzi, którzy po przez swoje zaangażowanie chcą żyć bardzie świadomie i działać na rzecz dobra. Nasze działania to : modlitwa za misje, działania charytatywne, promowanie misji w środowisku, w którym żyjemy na co dzień. Znakiem przynależności do ruchu jest czarna obrączka.

    Uczestniczyłam też w spotkaniach Misyjnego Duszpasterstwa Akademickiego prowadzonego przez Kombonianów.

    Pracowałam trochę z dziećmi, najpierw w swojej rodzinnej parafii, a potem też w mojej parafii w Krakowie.

    Byłam wolontariuszką w fundacji dobrze że jesteś, która działa m. in. w Krakowie i pomaga pacjentom przebywającym na oddziałach hematologicznych i onkologicznych.

    Przed moim wyjazdem na misje pracowałam też zawodowo przy inwestycjach drogowych.

    We wszystkich tych rzeczach, które robiłam szukałam swoje drogi, rozeznawałam powołanie, starałam się spotkać Boga. Zawsze pragnęłam żyć „w pełni”, w prawdzie i w zgodzie z samą sobą, czerpiąc z tego co od Niego dostaję i chociaż często upadałam to wiedziałam, że jest Ktoś na Kogo zawsze mogę liczyć.

    Bóg jest ze mną w każdym momencie. On przygotował dla mnie tę drogę, On dał mi znaki, On pomógł mi odkryć moją tożsamość osoby świeckiej, tożsamość misyjną i tożsamość komboniańską. Bóg zabrał strach i dał siłę, żeby zaufać. Pomógł mi podjąć decyzję o wyjeździe na misje.

    Bardzo ważny był dla mnie czas formacji misyjnej we wspólnocie Świeckich Misjonarzy Kombonianów.:

    • co miesięczne spotkania formacyjne
    • poznawanie i odkrywanie charyzmatu i duchowości św. Daniela Comboniego
    • modlitwa indywidualna(medytacja)
    • modlitwa wspólnotowa
    • poznawanie siebie
    • pozwanie życia wspólnotowego
    • kierownictwo duchowe

    Tak naprawdę każdego dnia odkrywam swoje powołanie, ten proce ciągle trwa.

    1. Dlaczego wybrałaś Afrykę, a dokładniej Republikę Środkowoafrykańską na kraj swojej misji?

    Kiedy rozeznawałam swoje powołanie do bycia ŚMK nie zastanawiałam się nad miejscem mojej misji, wiedział tylko że chce pojechać tam gdzie będzie potrzeba, gdzie ja będę potrzebna, jak mówił nasz założycie św. Daniel Comboni: „do tych najbiedniejszych i najbardziej opuszczonych”. To było i to jest dla mnie bardzo ważne. W kwestii miejsca byłam otwarta na to co Bóg przygotuje dla mnie, bo ufałam, że On wybierze lepiej niż ja, że On wie lepiej.

    Jako ruch międzynarodowy ŚMK mamy już kilka wspólnot w Afryce: w Etiopii, w Ugandzie,  w Mozambiku, w RŚA, w Zambii, ale też w  Ameryce Południowej.

    Staramy się dbać przede wszystkim o te miejsca, żeby nie zabrakło ludzi do pracy, ale ciągle też widzimy potrzeby gdzie indziej. W przypadku osób wyjeżdżających bierzemy pod uwagę wykształcenie, predyspozycje, preferencje osoby wyjeżdżającej, ale oczywiście też potrzeby Kościoła lokalnego, pierwszeństwo dla miejsc pierwszej ewangelizacji wśród najuboższych, zapewnienie ciągłości wspólnot.

    Ważnej jest też to, że decyzja jest wspólna podejmuje ją osoba wyjeżdżająca z ekipą koordynująca swojego kraju.

    W momencie jak wybierałam miejsce wiedziałam jakie są potrzeby i gdzie brakuje ŚMK.

    Jednak coś musiałam wybrać albo Afryka, albo Ameryka Południowa. W czasie mojej formacji byłam przez miesiąc w Ugandzie i to było dla mnie pierwsze doświadczenie Afryki. Myślę, że dlatego Afryka stała się bliska mojemu sercu.

    Poznałam sytuacje naszych wspólnot i wiedziałam, że w Republice Środkowoafrykańskiej brakuje ludzi do pracy. Ciągle się też mówiło o trudnej i niestabilnej sytuacji politycznej. Poza tym dla mnie wiązało się to z koniecznością nauki język francuskiego, który był dla mnie całkiem obcy.

    To nie była łatwa decyzja nawet powiem, że bardzo trudna. Można by wybrać coś bezpieczniejszego i łatwiejszego. No ale właśnie czy to ma być mój wybór? Czy może warto pójść za tym co daje nam Bóg? A co tak po ludzku nie zawsze jest łatwe, ale na pewno najlepsze.

    Tak więc, zdecydowałam się pojechać na misje do Republiki Środkowoafrykańskiej.

    1. Czego się nauczyłaś podczas swojego pobytu w Kongo?

    W szczególności starałam się nauczyć francuskiego, ale razem z tym uczyłam się cierpliwości do samej siebie. Poza tym każdego dnia uczyłam się żyć życiem tutejszym, a nie tym które zostawiłam w Polsce i to czasami było trudne. Dlaczego? Ponieważ teraz w dobie Internetu mamy niesamowitą łatwość w komunikacji i tak naprawdę będąc daleko możemy być bardzo blisko.

    A dla mnie misja to przede wszystkim życie z ludźmi, rozmowy, poznawanie  rzeczywistości do której zostałam posłana. Innymi słowy misja to świadoma decyzja zostawienie jednego miejsca po to, żeby żyć w innym miejscu.

    Myślę, że przyszłość jeszcze pokaże ile wyniosłam z kongijskiej lekcji i czy byłam dobrym uczniem?

    Jeszcze jedna bardzo ważna rzecz, przez cały ten czas uczyłam się też otwartości no to co nowe, czasami inne niż w Polsce.

    1. Będąc na takim etapie swojego życia co możesz powiedzieć młodym Afrykańczykom?

    Szukajcie Pana Boga w swoim życiu każdego dnia, we wszystkim co robicie, odkrywajcie to co dla Was przygotował.

    Żyjcie według Jego planu, bo on jest dla nas najlepszym planem.

    Wszyscy wiemy, że nie chodzi tylko o to życie tutaj na ziemi, to pewien etap, ale o coś więcej.

    Pamiętajcie, że nie jesteście sami. Mimo cierpienia i samotności, których doświadczacie Bóg zawsze jest obecny.

    Nie bójcie się żyć z pasją i robić to co kochacie!

    Jeszcze jedna taka rzecz, którą usłyszałam od swojego biskupa przed wyjazdem na misję: „że ani wiara, ani wiedza tylko miłość pomoże nam poznać i doświadczyć Boga”. To mamy mówić innym ludziom, ponieważ właśnie to jest najważniejsze i pierwsze przykazaniu boże. Tego życzę wszystkim.

    1. Jakie kongijskie danie lubisz najbardziej?

    Bardzo lubię ryby, a w szczególności ryby słone, a także pondu, oczywiście przygotowane przez Irene. Irene jest tutejszą Świeck Misjonarką Kombonianką, która gościła mnie w swoim domu podczas mojego pobytu w Kinszasie.

Anna Congo

Dziękuję bardzo za rozmowę.

Pozdrawiam

Anna Obyrtacz ŚMK

Cud Boży

en Mongoumba

Cud Boży to imię naszej najmniejszej (przy urodzeniu ważącej 1400g) protegowanej, której matka zmarła przy porodzie. Jej babcia zgłosiła się do naszej misji po wsparcie, w czasie gdy ja odbywałam wizytę w Bangui. Jako, że w Mongoumba nie ma mleka dla dzieci w szpitalu, dziewczynka została przysłana do nas,  do Odziału Żywienia, gdzie przez 15 dni była karmiona mlekiem specjalnie przygotowanym dla niedożywionych dzieci. Babcia dziewczynki chciała jaknajszybciej stamtąd odejsć i pewnego dnia wyszła i już nie wróciła zostawiając małą pod naszą opieką…

Jak tylko wróciłam do Mongoumba, pierwszym pytaniem, które mi zadano było „Co zrobimy z dzieckiem? Ono nie może i nie powinno pozostać w szpitalu!” Cała rodzina dziewczynki uciekła w głąb lasu, a bez rodziny, było niemożliwym zwrócenie się o pomoc do Sióstr Miłosierdzia w Mbaiki, bo po prostu nie mogły by przyjąć dziewczynki. W naszej społeczności zaczęliśmy więc zastanawiac się, czy może nie ma kogoś wśród nas, kto byłby gotów zająć sie dzieckiem. Okazało się, że jedna z naszych opiekunek chciała zająć się dziewczynką, jedynym problemem były koszty, z którymi wiązała się ta opieka (kobieta była wdową z małym dzieckiem bez żadnego wsparcia). Przedyskutowaliśmy wszystko i uzgodnilismy, że dziewczynka pozostanie z u niej a koszty ubrania i jedzenia będzie pokrywać Misja. Cud Boży (nazywana także Elżbietą) ma Matkę Adopcyjną! Obecnie ma 6 miesięcy, jest zdrowa i piękna! Takie właśnie sa małe wielkie Cuda Boga, które wciąż zachęcają nas do pracy na Misji.

Z wyrazami przyjaźni,

Élia Gomes ŚMK w Mongoumba

Kiedy wojna wkroczyła do Mongoumba

Drodzy Świeccy Misjonarze Kombonianie, przyjaciele i znajomi

Do wszystkich POKÓJ I DOBRO

I znów jestem, by opowiedzieć Wam o sytuacji w kraju i jak zamierzamy działać dalej pomimo przeciwności i destabilizacji. Dzisiaj pisze wyłącznie w swoim imieniu, ponieważ Tere jest bardzo zajęta.

Pisałyśmy ostatnio z Teresą w styczniu o naszych lękach i obawach. Dzisiaj ten temat powraca, jedyne co się zmieniło to fakt, że z dalekich obserwatorów stałyśmy się bliskimi, czy nawet ofiarami gróźb.

Gracze zmienili się i teraz zamiast “rebelianckich” Seleka (koalicja zbrojnych ugrupowań rebelianckich RŚA – przyp. tłumacza) mamy “wyzwolicieli” Anti-balaka (ochotnicze chrześcijańskie jednostki samoobronne – przyp. tłumacza) i grupy młodych nazywają się samoobroną , która jest obecna w każdej wiosce i której głównym celem jest zniszczenie wszystkiego co było muzułmańskie.

Kiedy Seleka dotarli do Mongoumba społeczność nie była mocno poszkodowana, głównie ze względu na interwencje burmistrza, który był muzułmaninem. Wraz z rozwojem Anti-balaka czy Siriri muzułmanie zaczęli się bać o swoje bezpieczeństwo. Kiedy zagrożenia nasiliły się kobiety i dzieci uciekły do sąsiedniego kraju, bo do tej pory próbowali pilnować swojej własności i majątku. Nie czuli się bezpiecznie w swoich domach, które traktowali jak azyl, więc po jakimś czasie przenieśli się na kilka nocy do domu misjonarzy. Po jakimś czasie odeszli, zostawiając pod opieką księdza dwa motocykle i rzeczy osobiste.

Podczas gdy w stolicy, w Bangui największe problemy były ze względu na starcia Seleka i Anti-balaka to w Mongoumba i okolicznych wioskach tym problemem są lokalne grupy młodych, które pozostają niekontrolowane. To one w imieniu Ani-balaka sieją zamęt, niszczą, rabują i palą wszystko co muzułmańskie oraz prześladują tych, którzy w jakikolwiek sposób pomagają ocalić ich posesje. To młodzi bandyci pod wpływem narkotyków i alkoholu, którzy dali się zmanipulować przez osoby, które sieją chaos dla własnych korzyści. Mają wszelkiego rodzaju broń własnej roboty począwszy od włóczni, poprzez noże, maczety, po broń myśliwską. Są dziwnie ubraną grupą, w ekstrawaganckich ciuchach, niektórzy ubrani w żołnierskie mundury, inni ubrani jak na karnawale, wszyscy używają amuletów, także krucyfiksów i różańca, jako, że prawie wszyscy nazywają się chrześcijanami.

To co nas dotknęło w tej fali przemocy , która zmiotła nasz mały raj to obojętność i milczenie władz i społeczności w ogólności. W niedzieli po pierwszych grabieżach zaapelowano do kościołów o modlitwę przed meczetem, by ostrzec i zapobiec zbezczeszczeniu i zniszczeniu świątyni. Jednakże było tam obecnych zaledwie dwadzieścia osób. Apel zderzył się z „murem głuchych”. Kilka godzin później młoty zaczęły swoją destrukcyjną rolę, której już nikt nie przeszkadzał. Budynek, który mógł zostać wykorzystany do innych celów jest teraz stertą gruzu.

Z atmosfery obojętności i milczenia większość ludzi wzniosła podziw dla działań policji, tak jakby byli bohaterami. To się potwierdziło kiedy grupa samoobrony zaczęła naciskać na wiceburmistrza, by powiesić uciekiniera, który nie był muzułmaninem, i przybył z innego miasta, gdzie był poszukiwany za donoszenie na chrześcijan do bojówek Seleka. Dodatkowo wysunięto żądanie oddania dwóch motocykli po muzułmanach, które zostały u ojców. Młodzi ludzie przyszli uzbrojeni, pełni agresji i arogancji. Motocykle i inne rzeczy po muzułmanach miały być im oddane przy obecności policyjnego komisarza (jest przedstawicielem władz, ale nie ma realnej władzy) i z wymogiem podpisania dokumentów przekazania. Pomimo presji ojciec Jesus nie oddał rzeczy muzułmanów w ich ręce i następnego dnia zostały one wysłane do Anti-balaka 20 km od Mongoumba.

Nie pojmujemy fali nienawiści i przemocy przeciw ludziom, którzy do tej pory dorastali razem i żyli w harmonii, gdzie muzułmanie żyli obok w pokoju. Prawdą jest, ze historie zasłyszane od innych o wydarzenia w innych częściach kraju mają negatywny wpływ na to co się dzieje. Nikt nie powiedział ani jednego dobrego słowa o Czadyjczykach, obojętnie czy są Seleka, czy z MISCA (Międzynarodowa Misja Wsparcia w Republice Środkowoafrykańskiej pod Dowództwem Sił Afrykańskich – przyp. tłumacza), czy też zwykłymi cywilami. Wszyscy są przeciwko Czadyjczykom, zapominając o tym, że nie wszyscy muzułmanie są Czadyjczykami.

Nasza sytuacja jest niepewna, nie jesteśmy dobrze poważani. Próbowaliśmy robić wszystko co rozważne i co w naszej mocy, ale podjęliśmy także radykalne kroki, takie jak zawieszenie wszystkich działań w parafii na jeden tydzień (poza sprawowaniem mszy). Społeczność zaatakowała nas otwarcie za pomoc muzułmanom. Zaczęła nawet krążyć plotka, że o. Jesus jest zwolennikiem Czadyjczyków, bo żył tam na misji przez kilka lat. Podejrzewamy, że może dojść do aktów przemocy wobec nas, jakkolwiek do tej pory do tego nie doszło.

Jakiś czas temu noc była cicha, bo ludzie uciekali przed zamieszkami do lasu. Dzisiaj jest kolejna cicha noc, ale tym razem nie ma strzałów, a domy są zamknięte, by uniknąć problemów w regionie bezprawia.

Porównując wydarzenia, które miały miejsce w innych częściach kraju, czy nawet w miastach i wioskach w naszym regionie nie możemy narzekać. Bóg opiekuje się Mongoumba! Parafia Mbata oddalona o 40 km, w której pomagali Kombonianie z Mongomba do grudnia została częściowo zniszczona. Były tam także ofiary śmiertelne zarówno muzułmanie jak i inni. Nawet dzisiaj wielu ludzi cały czas jeszcze kryje się w dżungli, bo nie mają środków do życia, a tym bardziej do odbudowy spalonych domostw.

Najbardziej stresującą sytuacją w naszej diecezji były parokrotne ataki na parafie Boda i Ngoto, włączając w to również placówki misyjne. Po ostatnim ataku zostały one bez samochodów, motocykli czy nawet telefonów. W tamtych społecznościach od dawna częste są konflikty muzułmanów z innymi religiami i do tej pory głównym mediatorem pomiędzy tymi dwoma stronami był biskup D. Rino.

Francuskie i afrykańskie oddziały usiłowały rozbroić i zneutralizować rebeliantów z Seleka, którzy opuścili stolicę, ale są aktywni w pozostałych regionach. Z drugiej strony Ani-balaka pod hasłem „wyzwolicieli” urosła w siłę i zaczęła prześladować muzułmanów i urządzać prawdziwe masakry. Policja Anti-balaka, która nazywa się chrześcijanami , jest podżegana i manipulowana przez człowieka, który pragnie władzy.

D. Nzapalainga, arcybiskup Bangui, który od początku konfliktu jest wspierany przez imama oraz pastora, jako reprezentanta kościołów protestanckich, w celu przywrócenia pokoju. Powiedzieli ostatnio, by wszyscy wzięli odpowiedzialność za to co się dzieje, zarówno na poziomie państwowym i międzynarodowym, szczególnie za tych którzy manipulują młodymi.

Pośrodku wszystkich sporów rozbłysnęło światło nadziei. Biskup Bangassou, Juan José Aguirre powiedział, że w jego diecezji siły samoobrony zostały zneutralizowane przez działania mediacyjne komitetów międzyreligijnych i teraz niektórzy parafianie zaczęli włączać w treningi katolików, protestantów i muzułman.

Pomimo destabilizacji i napięć, staramy się kontynuować naszą pracę we wszystkich projektach, próbując pomóc misji, do której zostaliśmy posłani. Czasami to trudne, bo są momenty zwątpienia, ale kto powiedział, że misja jest łatwa?

Zaczyna brakować wielu produktów (soli, cukru, leków…), władze nie otrzymują wsparcia i jest mało pieniędzy w obiegu, ale… jest zawsze „ale”… organizacje pozarządowe przybyły pierwsze, a z nimi pieniądze, leki, jedzenie, ubrania, woda pitna… i dobrze płatna, choć tymczasowa praca.

Ostatecznie chcę powiedzieć, że warto „cierpieć” za misje. To dobrze wiedzieć, że ktoś myśli o nas i nie jesteśmy sami!

Liczymy na modlitwy.

Łącząc się w pokoju, ściskam.

Elia Gomes, ŚMK w Mongoumba

CLM w Mongoumba (Republika Środkowoafrykańska)

Tere y Elia LMC en MongoumbaDrodzy ŚMK, rodzino i przyjaciele,

Pokój i dobro!

Piszemy, aby opowiedzieć Wam trochę o tym, jak żyjemy po próbie zamachu wojskowego z 5 grudnia, o naszych lękach, niepokojach…

Gdy ciemność zapada nad Mongoumba, nadchodzi cisza, nie słyszymy już śmiechów ani śpiewu bawiących się dzieci. Nie słyszymy rozmów sąsiadów, bębnów ożywiających noc… tylko dźwięki natury, świerszcze i kilka nocnych ptaków. To jest dręcząca cisza, bo wiemy, że ludzie opuszczają swoje domy, by znaleźć schronienie w dżungli. Opuszczają je, ponieważ się boją. Boją się wojska Seleka i boją się Antybalaka, nowej grupy opozycyjnej wobec tymczasowego rządu. Boją się nocy, tego co może się zdarzyć.

To trudny moment, trudny czas dla państwa, ale w Mongoumba mamy inną sytuację, można powiedzieć, że żyjemy w małym raju. W raju, w którym nie brakuje trudności, gdzie próbujemy utrzymać ciągłość codziennych czynności, różnych projektów: zdrowia, edukacji i duszpasterstwa. W tym samym czasie próbujemy żyć razem z ludźmi, dzieląc z nimi trudności każdego dnia. Mówimy o małym raju, ponieważ sytuacja miasta z jego naturalnymi granicami (rzeką) pozwala nam prowadzić prawie normalne życie. Prawie normalne, bo nie możemy zignorować sytuacji wojny, zniszczenia i śmierci, którą żyje reszta kraju.

Słyszymy, o wydarzeniach, które wystąpiły, szczególnie w Bangui i w innych miejscach rozruchów, ale w Bangui walki są bardziej zacięte, a ofiar śmiertelnych więcej. Słyszymy z wiadomości i od ludzi, którzy mają krewnych w stolicy, co dzieje się w sąsiedztwie. Martwe ciała leżą w domach i na ulicy i nikt nie przychodzi ich zabrać. Dostęp jest trudny i ludzie boją się iść po pomoc.

Wiadomości nadchodzące z zagranicy mówią o wojnie religijnej, ale my nie odbieramy jej w ten sposób. Dla nas to polityczny sposób, by nastawić ludzi przeciwko sobie, który część osób wykorzystuje dla osobistej zemsty. Zarówno Seleka jak i Antybalaka niszczą wioskę, aby zdobyć potęgę, której nie są w stanie kontrolować.

Antybalaka określają się jako chrześcijanie, tak jak Seleka mówią o sobie, że są muzułmanami, lecz nie wszyscy muzułmanie identyfikują się z Seleka, a nie wszyscy chrześcijanie z Antybalaka. Która religia chciałaby identyfikować się z grupami szerzącymi śmierć i chaos? Ta wojna to polityczny problem, który rzekomi wyznawcy próbują zamienić w problem religijny. Od początku konfliktu przywódcy głównych religii kraju współpracują, dążąc do przywrócenia pokoju. Prawie w całym kraju są organizowane międzyreligijne komitety w tym samym celu, włączając w to Mongoumba, gdzie istnieje ryzyko, że ludzie staną się wobec siebie podejrzliwi i nastąpią konfrontacje ze skutkami destrukcyjnymi dla całego miasta.

Jedna z naszych obaw to liczba broni w obiegu. Francuscy żołnierze rozpoczęli rozbrojenia, lecz ile broni zniknęło i jak dużo zostało przekazane w nieznanym celu?

Do teraz żyliśmy jako widzowie naszej wojny, lecz jej skutki jeszcze nas nie dotknęły…

Całusy i trzymajcie się z nami

Elia i Tere